czwartek, 2 maja 2013

Babia Góra 1725m

W lipcu 2011 roku spędziłam z narzeczonym urlop w dwóch uroczych miejscach - najpierw 4 dni w Międzybrodziu Żywieckim, a następnie od razu 6 dni w Zawoi. Choć podczas tego urlopu byliśmy między innymi na Górze Żar, na Jałowcu, na Magurce, czy w Orawskim Parku Etnograficznym w Zubrzycy Górnej, to numerem jeden dla mnie podczas tego wyjazdu było wejście na Babią Górę. Jak do tej pory najwyższy szczyt, na jaki miałam okazję wejść. Choć w tym roku planuję pierwszy dwutysięcznik, ale pochwalę się dopiero po zdobyciu ;)

Babia Góra jest najwyższym szczytem w Beskidach Zachodnich, liczy sobie 1725 metrów. Masyw babiogórski ma kilka ważniejszych kulminacji takich jak Sokolica 1367m, Kępa 1521m, Gówniak 1617m, najwyższy Diablak 1725m i Mała Babia Góra 1515m. Ostatniej z wymienionych kulminacji nie zaliczyłam, z powodu warunków atmosferycznych, ale z pewnością na nią wrócę. Może jeszcze w tym roku.

Naszą wyprawę rozpoczęliśmy na Przełęczy Krowiarki, na wysokości 1012m, gdzie zostawiliśmy na parkingu samochód. Stąd na Babią tylko około 700m przewyższenia.
Minusem wycieczek z samochodem jest konieczność powrotu w miejsce wyjścia, celem zabrania samochodu. Tutaj wycieczki komunikacją publiczną mają ten plus, że można zacząć trasę w jednej miejscowości, a skończyć w zupełnie innej. Osobiście bardzo nie lubię używać tego samego szlaku do wejścia i zejścia, choć w tym przypadku nie było to konieczne.
Szlak zaplanowałam standardowo: czerwonym z Przełęczy Krowiarki na Sokolicę, Kępę, Gówniak i wreszcie sam szczyt Babiej Góry. Zejście czerwonym przez Kościółki na Przełęcz Brona, dalej czerwonym do Schroniska PTTK Markowe Szczawiny i następnie niebieskim szlakiem, aż do Przełęczy Krowiarki. Długość trasy 13,5km.


Z Przełęczy Krowiarki na szczyt Babiej jest 2 godziny i 30 minut, a dystans do pokonania to 4,5km.

Pogoda tego dnia nas niestety nie rozpieszczała, nie było ani słońca, ani widoczność. Wiatr, chmury, mgła i na koniec burza. Ale do tego dojdziemy.

Z Przełęczy szlak prowadzi bardzo wygodnymi "schodkami", jednak do pokonania mamy tutaj aż 390m na długości 1,6km - jednym słowem jest stromo i można się nieco zmęczyć. Widoki też nie ułatwiają drogi - mamy dookoła właściwie tylko las. Po godzinie marszu stajemy na Sokolicy, na wysokości 1367m, jest tutaj taras widokowy, można usiąść odpocząć.


Widok z Sokolicy w kierunku Babiej.


Tego dnia tłumów na szlaku nie było, właściwie można by powiedzieć, że pustki jak na tą porę roku.

 Zbliżenie na partie szczytowe - widoczny szlak prowadzący wśród kosodrzewiny.
 A to mój narzeczony - Rafał - posilający się ciastkami ;)





Po odpoczynku ruszyliśmy dalej. Od tego momentu robiło się już coraz zimniej.

 Nieco powyżej Sokolicy dochodzi szlak zielony tzw. Perć Przyrodników. Z tego miejsca na Babią jest tylko1h30', choć my szliśmy zdecydowanie dłużej. Po pierwsze przez zdjęcia, po drugie odezwało się moje kontuzjowane kolano, które nie pozwalało mi rozwinąć porywającej prędkości ;)



 Szlak tutaj jest bardzo przyjemny i malowniczy, prowadzi wśród kosodrzewiny. Uwielbiam:)



Po jakimś czasie doszliśmy do kolejnej kulminacji - Kępa 1521m.

 A tutaj juz coraz ładniejsze widoki i nadal zachmurzone niebo.




Od tego miejsca bardzo fajnie się idzie, cały czas "z nadzieją, że to już". Szlak prowadzi w taki sposób, że wydaje się że na horyzoncie, w oddali już widać szczyt.. jednak po dotarciu do tego miejsca okazuje sie, że to jeszcze nie to, a w oddali widać kolejny punkt który wydaje się być szczytem. Ale i on nim nie jest :)






Uważam, że to najpiękniejszy szlak w całych Beskidach. Na mnie wywarł niesamowite wrażenie, być może również przez pogodę. Szliśmy dosłownie w chmurach, co pewien czas "przepływała" przez nas duża biała chmura :) Aż można było jej "dotknąć".








Chmury były tak dynamiczne, tak szybko się poruszały, że co chwilę mieliśmy inny widok.





 Dziwne uczucie, kiedy przychodziły takie chmury, że nie było widać co jest 5 metrów dalej.


Do kolejnej kulminacji - Gówniaka - już niedaleko, widać na zdjęciu, to ten najwyższy punkt.





Po zdobyciu Gówniaka czas iść dalej.


Jeszcze rzut oka co za nami..



Aż w końcu zdobywamy szczyt Babiej Góry :)

 Można się było schronić za wiatrochronem. Bo rzeczywiście wiał bardzo mocny wiatr.

Widoki ze szczytu niestety nie były satysfakcjonujące, mizerna widoczność i coraz gorsza pogoda.





Kilka ostatnich zdjęć ze szczytu i trzeba było szybko schodzić..




Kilka minut po wykonaniu tego zdjęcia rozpętało się prawie, że piekło. Nigdy czegoś takiego nie przeżyłam - i ciesze się, że w ogóle to przeżyłam.. Nagle niebo przybrało barwy granatowo-czarne, zaczęło grzmieć, w ciągu kilku sekund zaczął padać ulewny deszcz i zrobiła się potężna burza. Grzmoty były takie, że wszytko się trzęsło dookoła. Błyski było widać w odległości może z 10metrów od nas! Pioruny uderzały naprawdę na wyciągnięcie ręki od nas..
Myślałam, że nie dojdziemy cali do Schroniska. Byłam w takim stresie, że właściwie zupełnie nie pamiętam drogi, wiem tylko że było stromo i wszytko ciągnęło mi się w nieskończoność. Nie wiem jak wygląda Przełęcz Brona, bo nie było nic widać w odległości kilku metrów, z góry spływało tyle wody, błota i kamieni, że wydawało się, że idziemy w jakimś górskim potoku, a nie na szlaku.

Jak udało nam się nie zostać rażonymi piorunem - nie wiem. Mieliśmy duże szczęście.
Ważne, że doszliśmy do Schroniska. Mokrzy do samych majtek ;)


Po posiłku w Schronisku, kiedy pogoda się już uspokoiła - ruszyliśmy zielonym szlakiem do Przełęczy Krowiarki. Według mamy droga powinna zająć 2h, nam zajęło to tylko nieco ponad godzinę. Widoki były żadne, mgła jak mleko.

Tak wyglądały okolice Przełęczy Krowiarki.




 A tak wyglądała nasza trasa i profil terenu:



Pozdrawiam:)

1 komentarz: