środa, 13 listopada 2013

Zielony Kopiec 1154m

Niedziela, 27 października 2013r.

Moje chodzenie po górach w tym roku niestety już chyba dobiega końca. Mam nadzieję, że to nie była moja ostatnia jesienna wyprawa.. choć wiele na to wskazuje. Pogoda i warunki będą coraz gorsze, czasu też coraz mniej. Pisze pracę magisterską, robię ostatni rok studiów - i niestety nie zostaje mi wiele wolnego czasu.
W tym roku zrobiłam łącznie 187,3km na beskidzkich szlakach - ani to dużo, ani mało.. ale jestem zadowolona:) Chciałabym jeszcze chociaż raz pojechać, żeby zrobić te 200 ;)

Dziś relacja z ostatniego wypadu, którego celem był Zielony Kopiec i grzbiet Cieńków.
Musze powiedzieć, że zabierałam się do tej relacji już ze cztery razy i zawsze coś mi krzyżowało plany. W dodatku mam ogromne problemu z wgrywaniem zdjęć na Bloggerze - nie wiem, czy tylko u mnie takie problemy, czy wszyscy tak mają? Zdjęcia nie chcą się ładować i muszę czasem po 10 razy je wgrywać.
Dziś niestety też za dużo czasu nie mam, więc relacja uboga w słowach. Pooglądajcie sobie zdjęcia w spokoju;)

Jak zawsze - wszystkie szczegóły trasy w tabelce.
Łączna długość szlaku 13,6km, 440 metrów przewyższenia, 760 metrów w dół.



Przebieg trasy...



Oraz profil terenu..
 


Na wycieczkę wybrałam się tym razem z narzeczonym.
Pogoda dopisała nam wyjątkowo:) Dobra widoczność, ładne niebieskie niebo, fajne widoki. Do tego przyjemna, spacerowa trasa. Polecam!

O godzinie 6:55 wsiedliśmy u Katowicach do pociągu, o godzinie 8:00 byliśmy w Bielsku-Białej. Przesiadka w PKS i krótko po godzinie 9 byliśmy w Szczyrku, na Przełęczy Salmopolskiej.
Mój trzeci raz na tej przełęczy i zarazem pierwszy kiedy było cokolwiek widać - poprzednie dwa razy, pogoda mi nie dopisała, były mgły.




Po około 30 minutach marszu pod górkę, pokonaniu 170 metrów przewyższenia dotarliśmy do szczytu o nazwie Malinów. Wysokość 1115m.







Mimo pięknej pogody, wiał bardzo silny wiatr. Ciężko było gdziekolwiek usiąść, bo szlak był odsłonięty, a wiatr chciał nas ze sobą porwać:)

Zejście ze szczytu przyjemne, w ogóle górka bardzo ładna..







 Jeszcze raz widok na Malinów






Z Malinowa szlak czerwony schodzi na przełęcz, by chwilę później znów wspiąć się wyżej w kierunku Malinowskiej Skały.






My jednak wybieraliśmy się w kierunku przeciwnym. Przed Malinowską Skałą skręciliśmy na niebieski szlak łącznikowy, w kierunku Baraniej Góry.










Tego dnia w górach spotkaliśmy masę ludzi, zresztą nic dziwnego - weekend, pogoda dopisała, szkoda siedzieć w domu.












Niebieskim łącznikiem szliśmy bardzo krótko, ma zaledwie 0,6km i  wyprowadza na zielony szlak biegnący przez Zielony Kopiec.



Tutaj widoczny nasz przebieg szlaku..










 W oddali widać było Jezioro Żywieckie.


 Oraz Skrzyczne..





Niestety drzewa w tych rejonach nie mają się za dobrze. Ale dzięki temu widoczność jest dobra, bo grzbiet jest w wielu miejscach zupełnie odsłonięty.












Charakterystyczna wieża na najwyższym szczycie Beskidu Śląskiego.







Po przejściu kolejnych 90 metrów w górę stanęliśmy na szczycie o nazwie Zielony Kopiec, wysokość 1154m.



A ponieważ cały czas nieźle wiało, nie zabawiliśmy tam długo.
Ruszyliśmy dalej zielonym szlakiem.













 Piękne widoki..


















 Widok na Babią ze szlaku



Znowu rzut okiem na Skrzyczne..


I w końcu znaleźliśmy miejsce gdzie można się było schronić od wiatru, w spokoju zjeść drugie śniadanie i rozkoszować się widokami :)



Taka późna jesień ma w sobie wiele uroku, góry przyjmują wiele odcieni brązów, beży i rudości. Niebo jest zwykle dużo ładniejsze niż te w wydaniu letnim, jest większa przejrzystość powietrza, niższa temperatura. Najbardziej właśnie lubię chodzić jesienią i wiosną.






Po dość długim odpoczynku ruszyliśmy dalej zielonym szlakiem, bardzo szybko dotarliśmy do szczytu Gawlasi 1076m, gdzie odbiliśmy na żółty szlak przez Cieńków, aż do Wisły.






Można z tego miejsca iść na Baranią Górę - bardzo szybko i łatwo, jest tylko 230 metrów przewyższenia. Może jeszcze kiedyś się tędy wybiorę. Ci którzy mnie czytają od początku wiedzą, że na Baraniej byłam już trzy razy - i  była to moja pierwsza w życiu zaliczona góra. Mam do niej spory sentyment:)






 Jednak tym razem naszym celem był Cieńków, a nie Barania.



 Szlak prowadził raz w lesie, raz na terenie odsłoniętym. Bardzo przyjemny.






















Szliśmy uważnie patrząc na znaki.
Byłam tutaj już raz z Kasią i wtedy zgubiłyśmy żółty szlak, zeszłyśmy niechcący szosą do Wisły Malinki. Tym razem jednak udało nam się wypatrzeć oznaczenia - szlak żółty schodził z szosy w las. Pewnie dlatego wtedy dwie zagadane baby go nie zauważyły ;D




















Trawa jeszcze zadziwiająco zielona..
I widać Jezioro Czerniańskie.



 Świetne chmury :)



 Po drodze minęliśmy Cieńków Wyżni, Cieńków Postrzedni - szczyty niestety nieoznaczone tabliczkami.






 W okolicy szczytu Cieńków Niżni szlak częściowo pokrywa się z trasą spacerową.



 Jest tutaj kolej linowa.





Po minięciu wszystkich atrakcji weszliśmy w uroczy bukowy las, o tej porze roku już bez liści, ale o ładnej srebrzącej sie korze. Na ziemi wszędzie leżało mnóstwo orzeszków bukowych, przepysznych:) Polecam spróbować, jeśli ktoś jeszcze nie miał okazji. Smakują trochę jak świeże, jeszcze miękkie orzechy włoskie. Należy tylko pamiętać, że zawierają one alkaloidy o nazwie fagina, dlatego nie można ich zjeść na raz zbyt wiele.



 A tutaj wszystkim znana skocznia w Wiśle..











Żółty szlak mimo że miał ponad 8 kilometrów zleciał nam jak nigdy.
Po wyjściu na drogę, zaraz przy Domu Turysty "Nad Zaporą" mieliśmy ruszyć jeszcze czarnym szlakiem na Dworzec PKP Wisła Głębce. Szlak czarny prowadzi znowu przez górę i trzeba pokonać kolejnych 150 metrów przewyższenia.
Mieliśmy iść.. ale zobaczyliśmy, że nadjeżdża PKS do samego centrum Wisły - więc skorzystaliśmy.. czego w PKSie gorzko pożałowaliśmy, stojąc jakieś 40 minut w korku.
Ale udało nam się zdążyć na busa do Katowic około godziny 16:00, a więc sporo wcześniej niż zakładany powrót pociągiem ze stacji Wisła Głębce :)













Pozdrawiam!
Ania :)