sobota, 14 września 2013

Mogielica 1171m

Poniedziałek, 12 sierpnia 2013r

Kolejna trasa w czasie naszego pobytu w Mszanie Dolnej.. na Mogielicę, czyli najwyższy szczyt Beskidu Wyspowego.


Na szczyt Mogielicy prowadzi pięć szlaków. Ja do wejścia wybrałam żółty szlak z miejscowości Rzeki za Lubomierzem (Przełęcz Przysłop), prowadzący przez Jasień i Krzystonów. Szlak piękny, ale w swoim początkowym biegu źle oznakowany. Do zejścia wybrałam 5cio kilometrowy szlak niebieski do Jurkowa.


  

Cały szlak na 15,6km, 800 metrów do góry, 940 metrów w dół, czas marszu bez postojów to niecałe 6 godzin. Nam ten szlak zajął z postojami, robieniem zdjęć i dwukrotnym zabłądzeniem równo 7 godzin.
Już pod koniec musieliśmy nadać troszkę tempa, ponieważ mieliśmy świadomość, że ostatni PKS z Jurkowa do Mszany Dolnej odjeżdża o godzinie 17:05.


Z Mszany Dolnej wyjechaliśmy busem o godzinie 9:00, po około 25 minutach wysiedliśmy za Lubomierzem, na przystanku o nazwie Przełęcz Przysłop.



Rzuciliśmy okiem na mapę, zaplanowaną trasę i ruszyliśmy żółtym szlakiem. Jak tabliczka wskazuje - do naszego celu mieliśmy 4 godziny.




Szlak początkowo wiedzie drogą asfaltową, mijając ostatnie zabudowania i domki. Wkrótce jednak odbija w lewo polną ścieżką - co niestety nie jest na szlaku zaznaczone. Troszkę się zagalopowaliśmy i nie patrząc na mapę poszliśmy tak jak wiedzie asfalt. Po dobrych kilku minutach zorientowaliśmy się, że coś jest nie tak i trzeba się było wrócić.











Słońce tego dnia znów dawało nam popalić, mimo wczesnej godziny już było gorąco.
Po przejściu łąki, szlak prowadzi chwilę lasem i znów wyprowadza na polanę o nazwie Nowa Polana.





Następnie szlak omijając z lewej strony szczyt Myszyca 877m nagle zniknął nam z oczu..
W okolicach Przełęczy Przysłopek jest bardzo duże zagęszczenie różnych leśnych ścieżek i nigdzie nie widać oznaczeń. Błądziliśmy tam dłuższą chwilę, analizując mapę i szukając jakiegokolwiek oznaczenia na drzewie - na próżno. Raczej nie było możliwości, że gdzieś wcześniej niewłaściwie zeszliśmy, jednak aby się upewnić postanowiliśmy zawrócić do ostatnio widzianego znaku. I w tej właśnie chwili usłyszeliśmy głosy innych turystów - rodzice z dwójką dzieci.. jak się okazało oni również pobłądzili i szukali drogi. Całe szczęście - Pani która prowadziła swoją rodzinkę, szła tędy już drugi raz i mówiła, że kojarzy tą okolicę i ma przeczucie, którędy trzeba iść. A więc szliśmy za nimi :) Do czasu, aż doszliśmy do kolejnego skrzyżowania szlaków i wtedy już rzeczywiście nie było wiadomo, gdzie należy iść.. Umówiliśmy się, że oni pójdą w jedną stronę, my w drugą - a gdy któraś ekipa znajdzie jakiś znak na drzewie - to da znać reszcie. No i dzięki tej współpracy, udało się jakoś szlak odnaleźć :)
Mieliśmy dużo szczęścia, że trafiliśmy na tą Panią, gdyby nie ona pewnie dłużej byśmy szukali właściwej drogi.

Widoki na Przełęcz Przysłopek, gdzie już byliśmy na właściwym szlaku:






W tym miejscu zresztą też jest się łatwo pomylić, bez mapy ani rusz.
Na wysokości tego budynku z pordzewiałą blachą trzeba odbić w lewo.. tutaj jest to dobrze widoczne:


Szlak tutaj delikatnie wznosi się do góry, mijamy drewnianą ambonę na drzewie, przechodzimy przez furteczkę z napisem "proszę zamykać", mijamy kolejne małe polany i wchodzimy do lasu, którym idziemy dobrych kilkanaście minut.




Po minięciu szczytu o nazwie Miznówka 969m, szlak wznosi się jeszcze do góry, by wkrótce dojść na Jasień 1062m.








Ładne widoki z Polany Skalne:



Od tego miejsca szlak biegnie lasem, około 1,6km na Krzystonów 1012m i następnie schodzi na Mały Krzystonów 981m.


Tuż przed szczytem Krzystonów znajduje się skrzyżowanie szlaku zółtego i zielonego i baza namiotowa SKPB Katowice.
 

 Jak widać, na Mogielicę jeszcze 2 godziny marszu.





Z Małego Krzystonowa szlak schodzi w dół i przecina górską drogę. Tuż za nią szlak żółty łączy się z niebieskim i oba biegną stromo w górę.





Po niecałym kilometrze od przełęczy, wyszliśmy na sporą Halę Mogielica, zwaną również Polaną Stumorgową. Polana znajduje się na południowo-zachodnim zboczu Mogielicy, na wysokości 1000-1100m. Jest to dobry punkt widokowy.




Niestety widoczność nam trochę nie dopisała.


A tutaj już widoczny cel naszej wycieczki - Mogielica, a na jej szczycie wieża widokowa.



Tam właśnie idę ;) Wydaje się daleko, ale to zaledwie kilometr.





Zbliżenie na wieżę widokową na szczycie Mogielicy:



Mimo, że tego nie widać, to wejście tutaj jest dość strome.




Po przejściu całej Hali doszliśmy do miejsca gdzie można nieco odpocząć na ławeczkach i podziwiać widoki. Sam szczyt Mogielicy jest już zalesiony, więc jest to niemal ostatnie miejsce (nie wliczając wieży widokowej), gdzie można sobie spokojnie oglądać okoliczne szczyty.









Wejście z tego miejsca na szczyt Mogielicy jest naprawdę bardzo strome i męczące, ale na szczęście krótkie.

A tu już na szczycie Mogielicy.







Drewniana wieża widokowa na Mogielicy ma około 20 metrów wysokości. Stopnie które na nią prowadzą są wysokie i bardzo strome. Muszę się przyznać, że po wejściu na pierwszy poziom wieży, musiałam natychmiast z niej zejść. O ile jakoś dałabym jeszcze radę wyjść na samą górę, to o zejściu nie byłoby mowy, ostatnie stopnie są prawie pionowe. Lęk wysokości nie do pokonania. Na górę z aparatem poszedł narzeczony, ja zostałam na ziemi.


Taki jest widok z wieży na dół. Jestem ledwie widoczna pod tablicą, z tej wysokości.


A widoki z wieży prezentują się tak:






Po odpoczynku, zrobieniu zdjęć ruszyliśmy niebieskim szlakiem w dół do Jurkowa. Z samego szczytu mieliśmy do pokonania 5 kilometrów i 600 metrów w dół.

Samo zejście ze szczytu jest bardzo kamieniste i początkowo dość strome.


Staraliśmy się ten szlak pokonać jak najszybciej, aby w razie jakiegoś zabłądzenia, mieć czas, żeby zdążyć na ostatni PKS.
Po drodze jeszcze bardzo ładne widoki, już zdecydowanie w kolorach późno letnich.








Warto wspomnieć, że część szlaku niebieskiego pokrywa się z poprowadzoną z Jurkowa na Mogielicę Drogą Krzyżową. Po drodze mijaliśmy umieszczone na drzewach kapliczki prezentujące kolejne stacje Drogi Krzyżowej.







 Trochę niepotrzebnie się tak śpieszyliśmy w drodze powrotnej, bo nic niespodziewanego się nie wydarzyło, a dzięki temu musieliśmy spędzić 45 minut na przystanku, w oczekiwaniu na PKS do Mszany Dolnej.


Następna relacja - z wejścia na Kudłoń - a tym samym ostatnia z naszego urlopu w Mszanie Dolnej - już niedługo. Zapraszam.

Pozdrawiam, Ania :)




1 komentarz:

  1. Ale duuużo zdjęć - super fotorelacja :) Faktycznie, żeby pojawiło się pole komentarzy trzeba stronkę odświeżyć, ciekawa jestem dlaczego tak się dzieje. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń