wtorek, 8 października 2013

Wielka Czantoria 995m

Niedziela, 6 października 2013r

Nareszcie się udało wyskoczyć w góry:)
Zapowiadali piękną pogodę na weekend, miało świecić słońce, widoczność miała być nieskazitelna, miało być nawet 16'C. Jednak po pogodnym piątku i sobocie, nadeszła pochmurna niedziela. Góry przywitały nas chłodno i wietrznie. Za to jakie kolory już królują w Beskidach! Drzewa się złocą i czerwienią, trawa się jeszcze gdzieniegdzie zieleni - jest bardzo ładnie.


Na pierwszy tej jesieni wyjazd w góry wybrałam pasmo Czantorii, głównie ze względu na łatwość dojazdu. Najbardziej lubię wędrować po Beskidzie Żywieckim, z powodu krajobrazów, pewną dzikość tych terenów, małą liczbę turystów. Beskid Śląski, a szczególnie miejsca gdzie można wjechać kolejką, kojarzą mi się bardzo negatywnie. Głównie ze względu na "niedzielnych turystów-spacerowiczów". I tak właśnie wczoraj miałyśmy okazję widzieć na Czantorii turystki w złotych kozaczkach, żakiecikach, cieniutkich balerinkach, z kopertówkami czy torebeczkami.. dla mnie to pewnego rodzaju profanacja gór, nawet jeśli się wjeżdża kolejką. Kobiety w szczególności powinny wiedzieć jak się ubrać stosownie do okazji, a nie zgrywać z siebie damy w żakieciku, chodząc po górach.
Zresztą kultura w Beskidzie Śląskim też mnie rozczarowuje. Usłyszeć od kogoś "cześć" czy "dzień dobry" graniczy z cudem, a na odpowiedź nawet nie ma co liczyć. Po 15 wypowiedzianych "dzień dobry" i głupich spojrzeniach w odpowiedzi, przestałam w ogóle się odzywać do ludzi na szlaku. I to nie tak, że tych ludzi było tylu co na deptaku nad morzem i mogli się poczuć zmęczeni ciągłym "cześć".. po prostu raz na 5-10 minut kogoś mijałyśmy. Kurcze w Beskidzie Żywieckim, czy nawet Śląskim na mniej obleganych szlakach, wygląda to zupełnie inaczej, ludzie mijając się wymieniają uprzejmości. Nawet na Babiej Górze, gdzie co kilka minut kogoś mijałyśmy, wszyscy się uśmiechali i życzliwie odpowiadali. Szkoda, że to idzie w takim kierunku. Ale chyba się rozpisałam nie na temat..

To był mój drugi raz na Wielkiej Czantorii. Za pierwszym razem - w lipcu 2010 roku - głównym celem mojej pieszej wycieczki była Równica, a na Czantorię wjechałam kolejką, tylko dlatego, że miałam jeszcze trochę czasu na pociąg, ale za mało by przejść tą trasę pieszo.
Przemyślawszy jednak temat doszłam do wniosku, że góra na którą się wjechało nie została "zdobyta", więc wizytę na Czantorii musiałam powtórzyć;)

Wybrałam szlak żółty z Ustronia Zdroju przez Małą Czantorię, następnie czarnym szlakiem na Wielką Czantorię, dalej czerwonym do Przełęczy Beskidek i najpierw czarnym a później niebieskim przez Wisłę Jawornik, na stację kolejową Wisła Uzdrowisko.
Trasa o łącznej długości 15,6km przewidziana na niecałe 5 godzin marszu. Ponieważ miałyśmy do dyspozycji 7 godzin, to szłyśmy sobie spokojnie - moim kompanem była Kasia.


A tak wyglądał profil terenu:


Jak widać było kilka większych podejść, choć ogólnie trasa przyjemna. Pierwsze dwa i ostatnie trzy kilometry praktycznie po płaskim terenie. Suma podejść to 600 metrów, suma zejść 630.

Wyjazd z Katowic do Ustronia zaplanowałam na 7:52. Po niecałych 2 godzinach jazdy pociągiem wysiadłyśmy na stacji Ustroń Zdrój.



I zgodnie z planem o godzinie 10:00 ruszyłyśmy żółtym szlakiem na Małą Czantorię.
Czas na mojej mapie przewidywał równo 2 godziny, czas na tabliczce 1 godzinę 45 minut. Ponieważ nam się nie śpieszyło i jak zwykle kobiece pogaduchy wzięły górę, szłyśmy spokojnym krokiem nieco ponad dwie godziny.


Pierwsze 20-30 minut to spacer po centrum miasta, uliczkami Ustronia. Po tym czasie szlak przecina drogę wojewódzką numer 941 i polną ścieżka prowadzi delikatnie coraz wyżej, zostawiając miasto w tyle.


 Kolejne tabliczki po drodze





Po kolejnych kilkunastu minutach szlak dochodzi do miejsca biwakowego na skraju lasu, gdzie można odpocząć i zjeść drugie śniadanie ;)


Od tego momentu szlak wchodzi w las i zaczyna się stromo piąć w górę.


Choć są też bardzo łagodne odcinki



Po około 30 minutach szlak wyprowadza na ostatnie wypłaszczenie biegnące przez ładny bukowy las kamienistą ścieżką.


 Tuż po godzinie 12:00 dotarłyśmy na Małą Czantorię. Właściwie jest to polana poniżej szczytu. Na sam szczyt szlak nie prowadzi, ale biegnie leśna ścieżka.




Na Małej Czantorii nie zabawiłyśmy długo, siedzenie nie było zbyt przyjemne, ze względu na temperaturę i wiatr. W takich okolicznościach zdecydowanie lepiej się ruszać niż siedzieć i marznąć. W ogóle podczas tego wypadu co chwilę się ubierałyśmy i rozbierałyśmy z poszczególnych warstw odzieży. Na podejściach było nam za gorąco, a na odcinkach płaskich znowu za zimno - i tak w kółko;) Taki sposób na hartowanie organizmu;)


 Z Małej Czantorii na Wielką prowadzi szlak czarny, do pokonania jest 2,8km w czasie 1 godziny.
Początkowo szlak schodzi nieco w dół, a następnie znów wznosi się o 150 metrów w górę.








 Bardzo ładne widoki po drodze, początkowo trasa biegnie przez polanki, następnie wchodzi w las.





Po kilkunastu minutach od Małej Czantorii minęłyśmy wyciąg.


Wyciąg jest albo zupełnie nowy, albo dopiero co wyremontowany, aż lśni;)



Od tego miejsca szlak zaczyna się wznosić do góry i biegnie cały czas wzdłuż granicy z Czechami.


Znajduje się tutaj też granica czeskiego i z drugiej strony polskiego Rezerwatu Czantoria.


Dosłownie 15 minut przed szczytem Wielkiej Czantorii szlak przechodzi obok czeskiego schroniska Chata na Cantoryji.






Idąc dalej naszym szlakiem po kilkunastu minutach dotarłyśmy wreszcie na szczyt Wielkiej Czantorii liczący 995m (czeskie oznaczenia mówią o 994m).





Przez sam szczyt przebiega granica państwa - po stronie czeskiej znajduje się wieża widokowa, wejście jest płatne. Bilet studencki kosztuje 4,30zł, normalny 6,00zł. Warto wejść na wieżę, ponieważ sam szczyt jest zalesiony i widoków nie ma. Dopiero ze szczytu wieży roztaczają się rozległe widoki we wszystkich kierunkach.


Wejście na wieżę widokową:


Wieża obserwacyjna ma 29 metrów wysokości i kilka platform obserwacyjnych. Musze powiedzieć, że na wieży tak wiało, że myślałam, że mi głowę urwie ;) Do tego potężny huk i świst wiatru o stalowe elementy konstrukcyjne.


Widoki z wieży obserwacyjnej.. niestety widoczność kiepska. A i w aparacie miałam ustawiony nie ten program co trzeba i wszystkie zdjęcia wyszły rozmyte.










Przez szczyt przebiega Główny Szlak Beskidzki liczący prawie 500km, wiodący z Ustronia aż po Bieszczady. Wiele odcinków tego szlaku mam już "zaliczonych" na raty, ale marzy mi się, aby kiedyś przejść szlak w całości na jednej wielkiej wyprawie. Może kiedyś znajdę czas, fundusze i chętnych towarzyszy do wspólnej wyprawy:)


 Na Wielkiej Czantorii posiedziałyśmy chyba z godzinę, po czym ruszyłyśmy dalej czerwonym szlakiem w kierunku Przełęczy Beskidek.


Zejście z Czantorii jest w kilku początkowych miejscach dość strome. Na tyle, że zaliczyłam"glebę" ;)
Schodząc ze zbocza asekurowałam się kijkiem trekkingowym.. który na moje nieszczęście akurat w tym momencie się poluzował i złożył ;D Straciłam oparcie, no i poleciałam.. ;) Na szczęście poza obitym łokciem nic mi się nie stało.

W okolicach Bacówki Światowid szlak biegnie już prawie poziomo, cały czas wzdłuż granicy. Niedługo później dochodzi do Przełęczy Beskidek, położonej na wysokości 684m.







Wspomniana wcześniej przełęcz.
Tutaj odbiłyśmy z czerwonego na czarny szlak do Wisły Jawornik, a następnie na niebieski, prowadzący już cały czas drogą asfaltową do samej stacji kolejowej Wisła Uzdrowisko. Do stacji jest stąd jeszcze 5 kilometrów i 280 metrów w dół.





 A tutaj już droga asfaltowa biegnąca z osiedla Jawornik.. do przejścia jest 3,3km i droga ta się nieco wlecze..


 Tuż przed końcem ulicy szlak niebieski gwałtownie skręca w prawo i biegnie wzdłuż rzeki Wisła. Po kilku minutach przecina wiadukt kolejowy i chwilę później wychodzi na stację kolejową Wisła Uzdrowisko.



Na stację dotarłyśmy tuż przed godziną 17, a pociąg powrotny do Katowic miałyśmy o 17:15. Nie musiałyśmy więc nawet specjalnie długo czekać. Trasa wyliczona co do kwadransa :)
Do domu dotarłam około godziny 20:30.

Pozdrawiam!
Ania:)

7 komentarzy:

  1. Aniu, trasa bardzo urozmaicona, kolory niesamowite co lubię w jesieni. I nawet nie wiem kiedy w Czechach euro zapanowało ;) Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  2. Beskidy są najpiękniejsze na jesień! Bardzo fajna relacja, pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Anu trafiałaś chyba w tę najbardziej barwną cześć jesieni. :) Pogoda widać nie była aż tak tragiczna. Wycieczka udana i to sie liczy. Problemem jest teraz raczej połączeni Śląska z Wisłą koleją. ;) Nie ma za bardzo czym wrócić. ;)

    Szkoda, że nie poszłyście kawałek dalej, bo z Soszowa jest nowy zielony szlak przez Wierch Skolnity do Wisły Centrum. Bardzo widokowy i kolorowy. :)
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja tam lubię te okolice w wersji zimowej:) Przyjemnie się czytało.

    OdpowiedzUsuń
  5. często odwiedzam te tereny ale zdecydowanie wolę i polecam trasy "po drugiej stronie", tzn. Trzy Kopce Wiślańskie i Orłową - z racji braku schroniska nie spotyka się przypadkowych turystów :)
    pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Byliśmy przedwczoraj z dzieciakami lat 10 i 8, po raz pierwszy w górach - jestem dumna, nasze dzieci dzielnie na nóżkach pokonały calutką trasę na Małą i Wielką Czantorię i w dół. Szliśmy szlakiem żółtym. Nam mijający turyści mówili dzień dobry i chętnie odpowiadali.... jednak na trasie na małą... było ich niewielu (czyżby wszyscy wjeżdżali kolejką?? ) dopiero w drodze na Wielką było tłoczniej...smutne to. W sierpniu wchodzimy z dziećmi na Śnieżkę, ale tam trasa choć dłuższą, jest gładsza ;)Pozdrwiam

    OdpowiedzUsuń