środa, 19 czerwca 2013

Czupel 933m

Sobota, 15 czerwca 2013
Środek sesji egzaminacyjnej na studiach.. ale ileż można siedzieć i się uczyć..? ;)
W ramach relaksu i odpoczynku wymyśliłam mały wypad na najwyższy szczyt Beskidu Małego - Czupel.


Trasę zaplanowałam czerwonym szlakiem z Łodygowic przez Rogacz, odbicie niebieskim szlakiem na Czupel, powrót na czerwony szlak i zejście do Międzybrodzia Bialskiego. Trasa na około 11km.
Szczegóły jak zwykle w tabelce:


 Przebieg trasy i profil terenu:


 O godzinie 7:31 wsiadłyśmy w pociąg w kierunku Żywca. O godzinie 9:15 byłyśmy w Łodygowicach.



Ruszyłyśmy czerwonym szlakiem - wg oznaczeń na Czupel jest około 2 godzin marszu.
My miałyśmy jednak tak dużo czasu, że absolutnie nie zamierzałyśmy się śpieszyć.



Pierwsze 2 kilometry naszej trasy wiodły praktycznie cały czas po płaskim terenie, początkowo przez uliczki Łodygowic, a następnie piękne łąki i polany, z odległą panoramą gór:)


W Łodygowicach można zobaczyć jeszcze takie perełki..bardzo klimatyczna drewniana chatka.
Gdybym miała wybierać, to wolałabym się urodzić 100 lat wcześniej i zamieszkać właśnie w takiej wiejskiej chacie.



Po drodze widujemy oznaczenia szlaku na Magurkę Wilkowicką, na którą jednak tym razem się nie wybierałyśmy.
Na Magurce Wilkowickiej byłyśmy w zeszłym roku, wczesną wiosną - relacja czeka na swoją kolej.


I wreszcie droga wyprowadzała nas na polany.



Niestety zdjęcia nie potrafią oddać uroku tego miejsca.












 A tutaj widok na Skrzyczne - najwyższy szczyt Beskidu Śląskiego. Zaliczony również w zeszłym roku. Relacja też czeka na swoją kolej ;) Mam trochę tych archiwalnych relacji - tylko wciąż czasu brak.


 Początek szlaku naprawdę jest bardzo ładny i widokowy. Co tu dużo mówić - najlepiej pooglądać zdjęcia.














Po jakimś czasie kończą się piękne polanki. W tym miejscu wkraczamy na teren Kamieniołomu, o czym nas informuje tabliczka.Teraz trasa prowadzi już lasem, dość stromo pod górę.

 

W tym miejscu z widokiem na Skrzyczne urządzamy sobie legowisko ;) Nie ma pośpiechu więc korzystamy z możliwości odpoczynku na łonie natury, czego mi zawsze w mieście brakuje.


Po odpoczynku ruszamy dalej, dochodzimy do miejsca skrzyżowania szlaków Pod Przysłopam, gdzie do naszego czerwonego, dochodzi żółty szlak z Czernichowa.


Niedługo później po delikatnym odbiciu ze szlaku widzimy Diabli Kamień.


Wracamy na szlak, który teraz wiedzie kamienista ścieżką, dość stromo. W tak gorący dzień - a było około 30'C i bardzo wilgotne powietrze - można się było nieco zmęczyć.






 Po pół godzinnym podejściu wychodzimy na Polanę Kuflówka, gdzie można sobie na ławeczce zasiąść :)
Niestety widoki średnie, ze względu na powietrze.



 Z Polany jeszcze jakieś pół godzinki do rozwidlenia szlaku, gdzie niebieski szlak w kierunku Magurki Wilkowickiej odbija na Czupel.



Do naszego celu - najwyższego szczytu Beskidu Małego jeszcze jakieś 10 minutek spokojnego marszu.




I wreszcie wychodzimy na Czupel.
Roztacza się skąd widok na Jezioro Międzybrodzkie, Górę Żar.




A tutaj widoczny zbiornik na Górze Żar, na której też miałam okazje już być, chyba 3 lata temu.



I sam szczyt - można usiąść, odpocząć.








Zbieramy się do zejścia.
Wracamy na nasz czerwony szlak, którym kontynujemy trasę przez Rogacz, w kierunku Międzybrodzia Bialskiego. Stąd do Międzybrodzia około godzina marszu.


Szlak prowadzi  prawie cały czas w lesie, bardzo szybko i wygodnie schodzimy w dół.



 Widoki ze szlaku. W tym miejscu jesteśmy już bardzo bliziutko centrum Międzybrodzia.


 Paralotniarze nad Górą Żar, to bardzo częsty widok.




Zbliżenie na górną stację kolejki na Górze Żar.



Do Międzybrodzia Bialskiego zeszłyśmy około godziny 15, po bardzo leniwym marszu z wieloma odpoczynkami po drodze.  Miałyśmy wybór - albo wracamy od razu autobusem o 15 albo idziemy na lody włoskie, posiedzieć nad jezioro i wracamy autobusem o 17:36. Wygrała druga opcja :)
To był mój czwarty raz w Międzybrodziu Bielskim. Bardzo lubię te okolice.











 Rozłożyłyśmy się nad Jeziorem Międzybrodzkim i zrobiło się tak błogo, że aż się nie chciało do domu wracać;)







W końcu jednak musiałyśmy ruszyć tyłki, żeby nie uciekł nam ostatni autobus miejski (MZK Żywiec, linia numer 9) do Pietrzykowic na stację PKP.

Centrum Międzybrodzia Bialskiego.


Mają tutaj pyszne lody włoskie.


O 17:36 wsiadłyśmy do autobusu, o godzinie 17:55 byłyśmy już na stacji kolejowej w Pietrzykowicach.


O godzinie 18:10 przyjechał nasz pociąg do Katowic.
Przy okazji muszę pozdrowić chłopaków z naszego przedziału, z którymi jednocześnie minęłyśmy się ze trzy razy na trasie - Adrian i Bartek - pozdrawiam;) Dziwnym zbiegiem okoliczności trafili również do naszego pociągu i do przedziału, w którym akurat siedziałyśmy, mimo, że oni schodzili do Bielska Białej, a my do Międzybrodzia - i była naprawdę mała szansa żeby spotkać się jeszcze raz w pociągu.
 Jak traficie kiedyś na tego bloga - odezwijcie się:)

W piątek wyjeżdżam na dwa dni w góry - Babia Góra po raz drugi. Tym razem z noclegiem na Markowych Szczawinach:) Kolejna relacja już w krótce!
Pozdrawiam.

4 komentarze:

  1. Beskid Mały to moje ulubione pasemko. :)
    Super wycieczka i dobrze zorganizowana. :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Niedawno odwiedzieliśmy to miejsce, jednak podążaliśmy z CZernichowa. Czas podobny - według rogacza także prawie 2h. Pozdrawiamy a&s

    OdpowiedzUsuń