poniedziałek, 29 lipca 2013

Wielka Racza 1236m

20-21 lipca 2013

Przedostatni weekend lipca spędziłam w uroczej wsi Rycerka Górna.
Tym razem wyjazd z narzeczonym, bo mój kompan mi uciekł na długie wakacje :)

W sobotę 20 lipca wyruszyliśmy wczesnym rankiem autobusem w kierunku Katowic, następnie pociągiem do Żywca i dalej busem do Rycerki Górnej Kolonii. Nieco po godzinie 12 wysiedliśmy na przedostatnim przystanku w Rycerce i udaliśmy się do pensjonatu Olimp.


Cóż.. o pensjonacie mogę powiedzieć tylko tyle dobrego, że było po prostu tanio, właściciel poszedł nam na rękę, a łózka były w miarę wygodne. Nocleg za 25zł za osobę. Cały pensjonat jednak mocno zaniedbany.. ale nie ma co marudzić. Widziałam, że obiekt jest wystawiony na sprzedaż, więc właściciele pewnie nie chcą inwestować na przykład w rozpadające się okna..

Pogoda w sobotę nie rozpieszczała, było dość chłodno, nawet w kurtce.
Po rozpakowaniu się i zjedzeniu posiłku poszliśmy pozwiedzać okolicę. Zawędrowaliśmy leśnymi ścieżkami na jakąś górę. Z analizy mapy wynika, że była to Jaworzyna 1021m - co sprawdziłam dopiero po powrocie. Bardzo przyjemnie się chodzi po górach bez celu, bez pośpiechu, gdzie nogi poniosą, zbierając po drodze jagody i ciesząc oczy naturą.

 













Po trzech godzinach chodzenia bez celu wróciliśmy do pensjonatu na kawę i ciacho, a wieczorkiem wybraliśmy się jeszcze w górę wsi, zobaczyć początek naszego szlaku na dzień kolejny.

Drugą moją miłością zaraz po górach są stare drewniane wiejskie chaty. W Rycerce można zobaczyć prawdziwe perełki.. coś pięknego..





Oraz ich mieszkańcy ;) Pan Kot specjalnie dla Kasi :)


Bardzo szybko zapadł wieczór i trzeba było iść spać.

Plan na dzień drugi był następujący:


Spod pensjonatu żółtym szlakiem na Wielką Raczę, następnie czerwonym na Przełęcz Przegibek, kawałek czarnym pod Schronisko PTTK na Przegibku i zejście zielonym szlakiem do Rycerki  Górnej Kolonii.

Trasa i profil terenu przedstawiały się tak..
Oto moja wysłużona i sfatygowana już mapa.. nadająca się do wymiany..



Łącznie do przejścia 20km, 860m przewyższenia.

Wyruszyliśmy z pensjonatu o godzinie 7:00. Ranek był bardzo chłodny.. było około 5-7'C - czyli niewiele. Żałowałam, że nie wzięłam ze sobą długich spodni, ale po godzinie zaczęło się robić już cieplej.


Po kilku minutach marszu doszliśmy do ostatniego na trasie parkingu, mimo wczesnej pory - sporo samochodów. 

Jest to bardzo fajne miejsce na biwak i ognisko. Są ławki, stoły, zadaszenie, porąbane drewno na ognisko.
 





Tuż za parkingiem żółty szlak odbija w prawo i prowadzi prawie cały czas szeroką ścieżką, powoli wznosząc się do góry.


Stromizn dużych tutaj nie ma, raczej łagodnie zdobywa się wysokość. Mapa wskazuje czas marszu na ponad 2h, co myślę jest mocno przesadzone. Nam udało się pokonać cały szlak w 1h50minut wolnym tempem z dwoma 10 minutowymi postojami na śniadanie..
Na tym odcinku do pokonania jest aż 530 metrów w górę i muszę przyznać, że w ogóle się tego nie czuje. Idzie się bardzo przyjemnie, komfortowo, nie czując zmęczenia.








Tuż przed 9 byliśmy już pod Schroniskiem PTTK Na Wielkiej Raczy.


Szczyt Wielkiej Raczy zdobyty :)



Ponieważ mieliśmy spory zapas czasu i nigdzie nam się nie śpieszyło, spędziliśmy na szczycie nieco ponad godzinę podziwiając widoki.

Budynek Schroniska.

Wieża widokowa na szczycie.



















 Nieco po godzinie 10 ruszyliśmy dalej, czerwonym szlakiem.
Już kilka minut drogi od Schroniska szlak wyprowadzał na przepiękną Halę na Małej Raczy.




Te kolory traw... bajeczne.













Następnie kawałek lasem, zejście na Przełęcz pod Orłem.




I po około 35 minutach doszliśmy na Halę Śrubita.


W oddali z przybliżenia widać szczyt Wielkiej Raczy i Schronisko. Wydaje się tak daleko, a to zaledwie godzina drogi.


W lewym górnym rogu widać poprzednią Halę, na której byliśmy zaledwie 40 minut wcześniej.



Na Hali Śrubita urządziliśmy sobie legowisko - wszak godzina była jeszcze wczesna, a my mieliśmy już 9 kilometrów, czyli prawie połowę drogi za sobą. 


Po 40 minutach wygrzewania się w słoneczku ruszyliśmy dalej czerwonym szlakiem w kierunku szczytu Jaworzyna 1173m. Z Hali Śrubita droga na Jaworzynę przez Abramów zajmuje około 1h15minut i trzeba pokonać 220 metrów przewyższenia na dystansie 3,7km, czyli delikatnie w górę.
Idzie się bardzo fajnie w lesie, w chłodzie. Po drodze minęliśmy wiele osób zbierających jagody na sprzedaż. A jagody w tych lasach były naprawdę wielkie, słodkie i pyszne.


Około godziny 12:30 byliśmy na szczycie Jaworzyna, nieco poniżej szczytu są bardzo ładne miejsca widokowe, gdzie zrobiliśmy sobie kolejną przerwę.













Spod szczytu Jaworzyny na Przełęcz Przegibek jest jeszcze tylko około 45 minut drogi.






W oddali już widać zielony dach Schroniska Na Przegibku.


A nad Schroniskiem szczyt Bendoszki Wielkiej, na której byłam w zeszłym roku (relacja już jest).




Zabudowania na Przełęczy Przegibek.










W tym miejscu kończy się nasz czerwony szlak, biegnie on na Majcherową i  dalej na Rycerzową. My kontynuujemy drogę czarnym szlakiem łącznikowym - około 10 minut do Schroniska.






 I wychodzimy na teren Schroniska.



A przy Schronisku ludzi co nie miara.. łatwo się tutaj dostać, ponieważ z Rycerki biegnie utwardzona droga pod sam budynek.





Ponieważ była dopiero godzina 14, a my mieliśmy bus z Rycerki do Żywca dopiero o 17:50, postanowiliśmy poleżeć trochę na łące nieopodal Schroniska. Wszędzie mnóstwo ludzi.


Po półtorej godziny spędzonej w błogim spokoju na trawce zebraliśmy się w dalszą drogę do Rycerki.
Szlak zielony spod schroniska ma 3,8km długości, 370m w dół i idzie się nim około 1h. 
Nie jest on specjalnie widokowy,dlatego schodzi się dość szybko.



Po około 50 minutach szlak wychodzi we wsi Rycerka Górna.




Po kolejnych kilku minutach spokojnego spacerku doszliśmy do pensjonatu, skąd zabraliśmy swoje rzeczy - dzięki uprzejmości właściciela, mogliśmy je tam na czas wyjścia w góry zostawić (doba hotelowe trwa do 11).


Posiedzieliśmy jeszcze trochę na posesji i o godzinie 17:50 wpakowaliśmy się do busika jadącego do Żywca. Po godzinie drogi byliśmy już na stacji PKP w Żywcu, skąd rewelacyjnym, wygodnym i klimatyzowanym pociągiem (chyba najlepszy pociąg Kolei Śląskich jaki kiedykolwiek widziałam) w ciągu półtorej godziny dojechaliśmy do Katowic. Ponieważ pociąg musiał kilka dobrych minut stać na jednej ze stacji, złapaliśmy opóźnienie i nie zdążyliśmy na autobus z Katowic do domu..
Po dość długim oczekiwaniu na następny, jeździe kolejnych 30 minut autobusem i 20 minutowym spacerku już grubo po 23 dotarliśmy wreszcie do domu :)

Podsumowując.. weekend bardzo udany, szlak przepiękny, widoki super. Pogoda jak na zamówienie - ani za gorąco, ani za zimno. Zdrowe zmęczenie, uśmiechnięte buzie i moc energii na cały kolejny tydzień :)

Już za niedługo kolejny wyjazd w góry - tym razem na 8 dni w Beskid Wyspowy i Gorce. Relacje oczywiście po powrocie. Zapraszam.